ABC ROWEROWYCH WYPRAW
Wiatr
we włosach, zapach, walka z przeciwnościami, łzy wzruszenia, pot, duma z
pokonania własnych słabości, piękno i potęga natury, cudowne
wspomnienia, łzy wściekłości, smak przygody, poczucie własnej wartości
... - to tylko niektóre z doznań, jakich może dostarczyć rower, ta
najwspanialsza maszyna jaką wymyślił człowiek. Mogą one stać się i Twoim
udziałem, gdy tylko zdobędziesz się na ten pierwszy krok, na to by się
trochę zmęczyć, przełamiesz strach, niepewność, niezdecydowanie,
lenistwo i ruszysz na rowerowy szlak.
DOKĄD NA WAKACJE?
Dogłębne
i sumienne przemyślenie tej kwestii zminimalizuje niebezpieczeństwo
przykrych rozczarowań. Czy dobrze czuję się wśród ludzi, a kemping jest
mi niezbędny do prawidłowego funkcjonowania; czy też wyprawa ma być
wycieczką w rejony słabo zaludnione, a biwakowanie na dziko i spartański
styl życia są tym, czego mi trzeba? Czy pociąga mnie cywilizacja,
oglądać zabytki, dzieła ludzkich rąk, pozostałości dawnych wieków; a
może kocham przyrodę i to właśnie z nią szukam kontaktu?
Czy
uwielbiam upały, lubię gdy grzeje słonko, jest sucho i przyjemnie; a
może najlepiej funkcjonuję w temp. +15 stopni C i lubię gdy czasem
trochę popada? Czy raczej nie mam ochoty zbytnio się wysilać i jazda po
płaskim sprawia mi radość; czy wręcz przeciwnie - jazda pod górę
jest tym, co "tygrysy lubią najbardziej", kocham dać sobie w kość,
zdobywając górskie przełęcze codziennie poddawać się ciężkiej próbie?
Czy poczucie bezpieczeństwa jest dla mnie najważniejsze; a może kieruję
się zasadą "jest ryzyko - jest zabawa"? Właśnie odpowiedzi na takie
pytania, a nie opinia innych, czy popularne slogany biur podróży,
powinny zadecydować o tym, czy wybierzemy się na podbój Alp, udamy się
łatwym i przyjemnym szlakiem zamków nad Loarą, pojedziemy na Wyspy
Kanaryjskie, rzucimy wyzwanie Islandii, odwiedzimy Grecję, Hiszpanię czy
też Wyspy Brytyjskie lub Skandynawię. A może zdecydujemy się opuścić
Europę i odwiedzić bardziej egzotyczne miejsca? Generalnie jednak
radziłbym raczej ograniczyć zwiedzanie muzeów czy innych atrakcji
zmuszających nas do pozostawienia roweru. W większości tego rodzaju
miejsc po prostu nie przewidziano, że ktoś może podróżować na rowerze i
nie stworzono możliwości bezpiecznego przechowania roweru. A szkoda.
Polecam natomiast nastawić się na kontakt z przyrodą, wykorzystując to,
że rower pozwala dotrzeć do wielu miejsc niedostępnych samochodem, a
zbyt rozległych na pieszą wędrówkę. Oczywiście to, dokąd udamy się na
wakacje zależy w dużej mierze od ilości gotówki jaką dysponujemy.
Pewnych wydatków nie da się uniknąć (np. kosztów przejazdów, gdy
dysponujemy ograniczonym czasem lub udajemy się w rejon, gdzie nie można
dojechać na rowerze), generalnie jednak - wbrew opinii, że aby podróżować trzeba mieć dużą "kasę" -
wyprawy na dwóch kółkach nie są kosztowne, a nawet śmiem twierdzić, że,
uwzględniając dystans jaki można pokonać, jest to najtańsza forma
poznawania świata (nie płaci się za benzynę czy przejazdy autobusowe,
bez problemu można zabrać ze sobą zapas jedzenia na dłużej niż miesiąc,
łatwiej niż z samochodu jest wypatrzyć miejsce na biwak i dobrze się
"zakamuflować" itp.). Myślę, że sam jestem na to najlepszym dowodem,
skoro udało mi się w 1998 r. przejechać w ciągu 35 dni przez najwyższe
drogowe przełęcze Europy, rozpoczynając wyprawę w Zurychu, a kończąc w
górach Sierra Nevada na południu Hiszpanii, mając z chwilą wyjazdu do
dyspozycji "aż" 30 dolarów (po opłaceniu niezbędnych przejazdów).
A skoro jesteśmy przy finansach, to pokuszę się jeszcze o jedną uwagę. Wielokrotnie zadawano mi pytanie - jak znaleźć sponsorów? Zawsze odpowiadałem tak samo -
nie wiem, mnie się ta sztuka jeszcze nie udała, choć próbowałem już nie
raz. Dużo łatwiej jest otrzymać pomoc od firm w postaci towaru np.
ubiór, akcesoria rowerowe, materiały fotograficzne itp., co w sumie też
bardzo się przydaje, pozwalając trochę oszczędzić na wydatkach. Bez
silnego poparcia (czyt. odpowiednich znajomości) zdobycie środków
finansowych jest bardzo trudne. Jedyne co mogę zalecić, to wytrwałość i
upór. Gdy wyrzucą cię jednymi drzwiami - zapukaj i wejdź drugimi.
SAMEMU CZY W GRUPIE?
Jest
to drugie ważne zagadnienie, które w dużej mierze może wpłynąć na
sukces jak i klęskę naszego przedsięwzięcia. Zarówno samotny jak i
grupowy wyjazd mają wady i zalety.
Na pewno wyprawa w pojedynkę
przebiega sprawniej i bez konfliktów. Masz słabszy dzień to jedziesz
wolniej, częściej odpoczywając, chcesz zrobić sobie dzień przerwy - żaden problem, masz ochotę "przycisnąć", czy też na jazdę w nocy -
proszę bardzo, nie musisz się na nikogo oglądać, sam sobie jesteś
panem. Wielu podróżników zdaje sobie sprawę z tych zalet i wybiera
samotne wyjazdy, pomimo pewnych minusów, z których największym jest
mniejsze bezpieczeństwo. Zwłaszcza dotyczy to zagrożeń ze strony innych
ludzi.
Największe problemy jazdy w grupie wynikają z różnorodności
ludzkich charakterów. Im większa liczba uczestników, tym więcej ognisk
zapalnych. Planując wyjazd w dwie lub więcej osób (szczególnie gdy jest
to pierwszy wyjazd w takim składzie) zalecam przeprowadzenie ze sobą
przed wyjazdem szczerej rozmowy. Oto ważniejsze kwestie, które dobrze
jest sobie wyjaśnić już na starcie:
• Czego każdy z uczestników
oczekuje od wyprawy (np. jeden chce zrobić dużo zdjęć, co niestety
wymaga czasu, a drugi jest typowym "połykaczem kilometrów" i denerwują
go częste przystanki, które uważa za stratę czasu itp.).
Tutaj pokuszę się o jedną radę -
nie róbmy z wyprawy wyścigu!!! Niby oczywiste, ale czy na pewno?
Pierwsze moje wyprawy polegały głównie na zaliczaniu kilometrów. Często
przejeżdżałem znaczne dystanse przez wspaniałe krajobrazowo tereny,
wpatrując się cały czas w licznik i umykający pod kołami asfalt. W końcu
jednak przyszła refleksja - " człowieku, zastanów się co robisz,
korzystaj w pełni z tych cudownych chwil, które masz dzięki rowerowi.
Rozglądnij się dookoła, dobrze wykorzystaj czas i pieniądze, które
zainwestowałeś w wyjazd".
• Dogadać się co do stylu jazdy. Istnieją tutaj dwie możliwości -
albo najlepiej dysponowany danego dnia członek grupy jedzie na końcu
"peletonu', a słabszy (słabsi) z przodu, albo każdy jedzie swoim tempem,
co moim zdaniem jest trudniejszym w realizacji ale lepszym rozwiązaniem
niż sytuacja, gdy dużo mocniejszy zawodnik musi wlec się za innymi. Na
dłuższą metę jest to dla niego i wyczerpujące i denerwujące. Stosując
ten drugi wariant bezwzględnie należy:
a. rano przed wyruszeniem
powiadomić każdego członka grupy o trasie dziennego etapu i o ile to
możliwe o planowanym miejscu noclegu,
b. jadący z przodu musi
zatrzymywać się na każdej słabiej oznaczonej krzyżówce, na której
istnieje niebezpieczeństwo zabłądzenia,
c. pod żadnym pozorem, nikomu
z grupy nie wolno zejść z drogi!!! Jeśli ktoś musi udać się np. za
potrzebą, to rower bezwzględnie musi zostać przy drodze, w dobrze
widocznym miejscu. Dotyczy to zarówno jadącego z przodu jak i
zamykającego grupę.
• Wybrać przywódcę, kierownika grupy, który w kwestiach spornych ma decydujący głos.
Bądźmy
ludźmi kulturalnymi, panujmy nad własnymi emocjami i nawet gdy jest to
trudne nie uzewnętrzniajmy podczas "złych" dni swojego nastroju.
Pamiętajmy, że jesteśmy zdani na siebie przez 24 godziny na dobę, a
tylko praca zespołowa zapewni nam sukces. Złe chwile szybko pójdą w
zapomnienie, a wspaniałe wspomnienia i duma z dokonań pozostanie na
długo.
Na koniec tego rozdziału znów wyrażę swój prywatny pogląd, z
którym wielu może się nie zgodzić. Otóż uważam, że aby wycieczka udała
się w 100% pod każdym względem, i aby wszyscy po powrocie byli
zadowoleni, grupa nie może liczyć więcej niż 3 osoby (ewentualnie dwie
dobrze znające się pary). Jeśli jest was dwóch (dwoje, dwie), to - moim zdaniem - nie ma sensu na siłę szukać następnych chętnych do wyjazdu.
ROWER
Przy
zakupie roweru przede wszystkim należy zwrócić uwagę, by wielkość
roweru była odpowiednio dobrana. Rozmiar ramy musi być dopasowany do
wzrostu użytkownika, a pomóc Wam w tym powinien sprzedawca. Domagajcie
się tego!!!
Klasa roweru w dużej mierze uzależniona jest od ilości
gotówki, jaką jesteśmy skłonni zainwestować (wykluczam podróżowanie
rowerami klasy "komunijnej"). Wiadomo, im rower będzie droższy, tym - przynajmniej teoretycznie -
będzie lepszy. Podstawowa, a w zasadzie to jedyna kwestia, którą musimy
rozstrzygnąć to: czy kupić rower górski, czy trekkingowy? Zarówno jeden
jak i drugi nadają się do turystyki. Do obydwu można zamontować taki
sam osprzęt, na koła założyć opony o takiej samej szerokości (do górala
można już kupić opony 26x1.0, do trekkingu zaś są już dostępne 28x1.75, a
nawet 28x1.9), dobierając odpowiedni wspornik kierownicy i regulując
siodełkiem uzyskać podczas jazdy sportową lub rekreacyjną pozycję. Rower
górski jest bardziej uniwersalny. Można na niego zapakować cięższy
bagaż, jest bardziej stabilny, łatwiej się na nim podjeżdża, a po
wyprawie wystarczy odkręcić bagażniki i parę innych "gadżetów" i już
można szaleć po bezdrożach. Przewaga roweru trekkingowego uwidacznia się
natomiast przy dłuższej jeździe po równym terenie lub z góry, a to z
uwagi na większe koła, dzięki którym można w ciągu dnia pokonać większy
dystans.
Mając taką możliwość, dobrze jest kupić rower, który w
widelcu posiada wywiercone specjalne otwory (najczęściej spotykane u
Gianta), które bardzo upraszczają montaż bagażnika typu low rider (nie
trzeba kombinować z obejmami).
Bez względu na to, jakim rowerem
dysponujemy, warto zwrócić uwagę na kilka istotnych jego elementów,
które bardzo ułatwiają życie podczas wyprawy i pozwalają pokonać w
krótszym czasie większy dystans:
Bardzo dobre hamulce - konieczność
W tej dziedzinie wybór jest duży (cantilevery, V-breaki,
hydrauliczne, tarczowe). Najważniejsze by były sprawne i dobrze
wyregulowane. Ja używam tradycyjnych cantileverów (komplet z klamkami
Shimano XTR'94) i jestem z nich bardzo zadowolony. Bez problemu
zatrzymuję rozpędzony rower, który często waży ze mną ponad 150 kg.
Kierownica
Koniecznie
musi posiadać kilka punktów podparcia dla rąk (w ostateczności mogą być
rogi). Od kilku lat korzystam z rewelacyjnego produktu firmy SCOTT
model AT 4 PRO. Nie spotkałem dotąd lepszej propozycji.
Siodełko
Wygodne
(co nie znaczy, że miękkie), sprawdzone w "bojach", wykonane ze skóry
siodełko to konieczność! Podczas wypraw jest to najważniejszy element
roweru, który styka się z najwrażliwszą częścią naszego ciała. Warto
zainwestować w klasowy wyrób (np. Brooks (foto), Selle Italia),
oszczędzanie w tym miejscu nie popłaca. Nieodpowiednie siodełko może w
skrajnych przypadkach, podczas długiej wyprawy uniemożliwić dalszą
jazdę. W ogóle to dobrze jest jeździć z siodełkiem pochylonym lekko do
przodu przez co ciężar ciała przeniesiemy bardziej na ręce.
Pedały
Przy
rozsądnej wadze bagażu na pewno najlepsze i najefektywniejsze będą SPD,
jednak w przypadku gdy bagaż jest ciężki skłaniałbym się do
tradycyjnych nosków (słyszałem o przypadku wyrwania zatrzasku z buta).
Optymalnym rozwiązaniem na pewno są pedały dwustronne (np. Shimano 323):
z jednej strony system SPD, z drugiej noski. Trzeba pamiętać, że buty
do jazdy powinny mieć twardą i sztywną podeszwę.
Wytrzymałe bagażniki - bardzo ważna rzecz!
W
Polsce dobrych bagażników nie uświadczy! Jest to dziedzina kompletnie
zaniedbana przez producentów i dystrybutorów akcesoriów, co wynika
prawdopodobnie z nikłego popytu. Do 1997 roku stosowałem następującą
taktykę - kupowałem solidnie wyglądający, aluminiowy bagażnik,
wzmacniając go później w kilku miejscach aluminiowymi prętami o
przekroju 8 mm (jedyna trudność to znalezienie miejsca, gdzie spawają
aluminium). Taki "twór" wytrzymywał jedną wyprawę (często już pod koniec
musiałem wzmacniać pęknięcia drutem), a po powrocie i odkręceniu
bagażnika, zawsze okazywało się, że jest już tak zniszczony, że nie
nadaje się do dalszego użytku. Na pewno wpływ na to miał ciężar bagażu
(50 kg to było minimum).
Przygotowując się do wyprawy na Islandię (z
uwagi na jakość tamtejszych dróg głupotą byłoby jechać ze zwykłymi
bagażnikami) zmuszony zostałem do sprowadzenia z Niemiec (sklep
Globetrotter) znakomitych bagażników firmy TUBUS wykonanych z rurek CR-MO o przekroju 10 mm (tył "CARGO" - cena: 149,- DM ; przód typu low rider "TARA" - cena: 116,-
DM). Rewelacja !!! Od tej pory skończyły się moje kłopoty z
bagażnikami. Kosztują sporo, ale jest to inwestycja na lata. Mając je
można bez obaw przewozić bagaż, którego waga grubo przekracza 50 kg.
Do
przodu zdecydowanie najlepszy jest bagażnik typu LOW RIDER. Nisko
zawieszony bagaż powoduje, że rower jest stabilny i doskonale się
prowadzi zarówno przy małych jak i dużych prędkościach.
Dobre opony
Wybór
jest duży. Ja wierny jestem oponom SCHWALBE (najnowszy model do
zaawansowanej turystyki to MARATHON XR). Myślę, że najlepszą
rekomendacją jest fakt, że większość spotkanych przeze mnie w czasie
wypraw turystów z krajów zachodnich jeździło właśnie na oponach tej
firmy. Opony należy dobrać uwzględniając rodzaj nawierzchni dróg, po
jakich będzie się jeździć (np. na asfalt najlepsze będą sliki, na
Islandię co najmniej semi-sliki, a i opony terenowe nie będą
przesadą) oraz ciężar bagażu (przy lekkim rowerze opony mogą być wąskie
np. 26x1.50, gdy zaś rower "trochę" waży, by chronić obręcze koniecznie
trzeba założyć szersze "gumy").
Podnóżek
Często ten element
wyposażenia jest pomijany. Bardzo ułatwia on jednak życie, szczególnie
przy robieniu zdjęć. Do "górala" proponuję zamontować stalowy podnóżek
przeznaczony do roweru trekkingowego. Pozwala on utrzymać nawet bardzo
duży ciężar bez groźby złamania się, gdyż jest długi, przez co rower
nachyla się nieznacznie.
Oświetlenie i błotniki
Zdecydowanie
polecam stosowanie oświetlenia na baterie. Podczas wypraw używa się go
rzadko, głównie podczas przejazdu przez tunele lub w sytuacjach
awaryjnych, tak więc jeden komplet baterii powinien w zupełności
wystarczyć. Bez uzasadnionej przyczyny nie ma sensu jeździć nocą, gdy
nie można w pełni podziwiać otaczającego nas świata.
Z błotnikami jest jak z bagażnikami -
ciężko w naszym kraju o dobrą propozycję. Generalnie powinny być one
lekkie, szerokie, długie (ja z dwóch par zrobiłem jedną, przedłużając
odpowiednio tylni błotnik), stabilne, co można uzyskać montując po dwa
pałąki z każdej strony, przy obu błotnikach, ponadto przód powinien być
wyposażony w chlapacz (bez problemu można go wykonać we własnym
zakresie).
SAKWY
Od razu radzę wybić sobie z głowy jazdę z
plecakiem. Naprawdę jest to "chory" pomysł. Nic tak nie zniechęca do
poznawania świata na dwóch kółkach jak ciężar na plecach, a przez to i
większe obciążenie zadka. Nie zawadzi natomiast wziąć ze sobą mały
plecak; w przypadku kilkugodzinnego (lub nawet kilkudniowego) wypadu
piechotą np. w celu odwiedzenia jakiejś oddalonej od drogi atrakcji może
się on bardzo przydać. Do markowych sakw (np. Ortlieb czy Karrimor)
można dokupić specjalne szelki, które pozwalają przekształcić sakwę w
plecak - dobry patent, sprawdzałem!
Skoro więc trzeba kupić sakwy to jest problem - jakie? Testowałem już wyroby wielu firm i z czystym sumieniem mogę stwierdzić:
•
Osobom zasobnym w gotówkę, ceniącym najwyższą jakość, estetykę,
funkcjonalność i niezawodność oraz tym, którzy mają już za sobą pierwsze
wyprawy i wiedzą, że to jest właśnie ta forma wypoczynku, która im
najbardziej odpowiada i chcą się jej poświęcić, polecam sakwy
niemieckiej firmy Ortlieb. Absolutny top. Bardzo odporne mechanicznie, w
100 % nieprzemakalne, bajecznie proste w obsłudze, dopracowane w
najmniejszych szczegółach - właśnie te cechy decydują, że
podróżowanie z nimi to czysta, niekłamana przyjemność. Zakup kompletu
tych sakw (do wyboru jest kilka rodzajów różniących się detalami) to
"strzał w dziesiątkę", i nikt kto się na nie zdecyduje nie będzie
żałował. Można je już kupić w Polsce, a to dzięki firmie Bikeman, która
jest przedstawicielem Ortlieb-a na nasz kraj. Ogromna większość
spotykanych przeze mnie za granicą rowerowych podróżników korzystała
właśnie z wyrobów Ortlieb, co dobitnie świadczy o ich klasie.
•
Osobom, które nie mogą sobie od razu pozwolić na taki wydatek oraz tym,
którzy nie zasmakowali jeszcze wypraw i nie są pewni czy ich to
"rajcuje" proponuję zakup tańszych wyrobów krajowych np. Alpinusa czy
DUO. Do doskonałości im jeszcze bardzo daleko, ale na początek...
Zwłaszcza ta druga firma z roku na rok udoskonala swoje wyroby,
korzystając z coraz lepszych materiałów, co z dużą przyjemnością
obserwuję na corocznych targach rowerowych w Katowicach.
I jeszcze jedna dygresja - nie polecam przy długich wyjazdach zawieszania na kierownicy torby rowerowej. Po pierwsze - utrudnia ona manewrowanie rowerem; po drugie - na wybojach mniej lub bardziej się telepie (nawet te z systemem zatrzaskowym klick-fix); po trzecie -
stawia bardzo duży opór przy jeździe pod wiatr. Jeżeli komuś bardzo
jest taka torba potrzebna (np. na sprzęt fotograficzny), to lepiej jest
już przykręcić z przodu drugi, wysoki bagażnik (podstawowym powinien być
bagażnik typu low rider) i tam ją umieścić, mocując wzdłuż osi roweru.
Zastosowałem taki wariant podczas wyprawy na Islandię i nawet przy
huraganowym wietrze torba nie utrudniała jazdy, a aparat miałem zawsze
pod ręką.
UBIÓR
Przy
doborze ubioru podstawowe znaczenie ma miejsce, dokąd planujemy
pojechać oraz pora roku. Jadąc w lecie na południe Europy i nie
przewidując jazdy po wysokich górach wystarczy zabrać ze sobą kilka
koszulek (m.in. kolarskich), bieliznę na zmianę (wiele firm produkuje
już specjalną bieliznę antypotną), komplet z cienkiego polaru (polecam
bluzę i spodnie HYPER VARIO firmy Mount & Wave uszyte z POWERTECHU -
podczas podróży w chłodniejsze dni utrzymują optymalną temperaturę
ciała, błyskawicznie schną po jeździe w deszczu czy wypraniu, a przy tym
zajmują mało miejsca w sakwach) oraz lekką nieprzewiewną i
nieprzemakalną kurtkę. Inna sprawa gdy wybieramy się na północ. Fajnie
mieć wówczas coś na deszcz (podczas ostatniej wiosennej wyprawy po
Norwegii korzystałem z ubiorów firmy Mount & Wave - kurtka i spodnie z materiału NO WET, które spisały się znakomicie podczas bardzo trudnych warunków pogodowych -
częstych opadów deszczu, a nawet śniegu, zimna i dokuczliwych wiatrów),
do tego dobrze jeszcze wyposażyć się w coś ciepłego (odkryciem dla mnie
była rewelacyjna bluza rowerowa TAJFUN, również produkcji Mount &
Wave. Uszyta z polaru WINDBLOC przez co utrzymywała ciepło nawet przy
silnym, zimnym wietrze i temp. w okolicach 0 stopni C, posiadająca
długie rękawy zakończone rzepami co przy jeździe na rowerze ma duże
znaczenie, zaopatrzona w bardzo praktyczne kolarskie kieszenie i wysoki
kołnierz. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko jednej rzeczy - ale może to tylko moje odczucie -
a mianowicie tego, by była rozpinana na całej długości, a nie tylko pod
szyją) i antypotną bieliznę. Posiadając taki zestaw ubiorów nie
straszny będzie Ci ani deszcz, ani mróz, ani też silny wiatr. A jest to
wielka sprawa, o czym mogłem się przekonać dobitnie właśnie w tym roku,
gdy w maju natrafiłem w Norwegii na pełnię zimy. Jeżeli nie możesz od
razu pozwolić sobie na zakup tych wszystkich rzeczy nie przejmuj się, i
pod żadnym pozorem nie rezygnuj z podróży. Taka wyprawa ma również swój
osobliwy urok. Najważniejsze byś chciał jechać. Ja zwiedziłem
SPITSBERGEN i niemal całą Skandynawię poczynając od YSTAD i KOPENHAGI, a
kończąc na północnych rubieżach starego kontynentu (NORDKAPP i
KIRKENES), mając jedynie flanelową koszulę, kurtkę z polara Windstopper
(uszyta we własnym zakresie) i ortalion, który przemakał po 15 minutach
deszczu. Jaka jest rada na niepogodę? Na buty nakładamy foliowe
reklamówki, a do deszczu i zimna po paru dniach można się przyzwyczaić.
Ciężkie chwile pomaga przetrwać silna motywacja i pozytywne myślenie. W
słoneczne dni jeździłem w zwykłych bawełnianych koszulkach choć
temperatura często oscylowała w granicach +15 stopni C. Przeżyłem w
dobrym zdrowiu, wspaniale hartując się na zimę.
PRZYGOTOWANIE TEORETYCZNE I KONDYCYJNE
Niezwykle ważną sprawą przed każdym wyjazdem - do czego początkujący nie przywiązują zwykle dużej wagi -
jest dobre "rozpoznanie" terenu, który planujemy odwiedzić. Uważam, że
nie ma większego nieszczęścia niż być gdzieś daleko, gdzie można już nie
powrócić i ominąć jakąś atrakcję tylko dlatego, że się o niej nie
wiedziało. Po powrocie żal jest ogromny. Jak więc zabrać się do rzeczy?
Oto kilka dostępnych w Polsce źródeł informacji, najbardziej przydatnych
dla wyruszających na rowerową wyprawę:
1. Internet - z każdym
dniem staje się on coraz bardziej popularny. Można tu znaleźć porady,
wskazówki i opisy wycieczek autorstwa praktyków, ludzi, którzy jeżdżą i
doświadczają wszystkiego na własnej skórze.
2. Relacje z wypraw w
czasopismach o tematyce rowerowej. Zawierają one (często "między
wierszami") cenne informacje i dobrze jest czytając je korzystać z mapy.
3.
Przewodniki. Najlepiej korzystać z typowo rowerowych, których oferta w
Polsce niestety jest jeszcze uboga. W przypadku przewodników
uniwersalnych w dobrej sytuacji są osoby znające j.angielski, gdyż mogą
skorzystać z oferty wydawnictwa Lonely Planet. Do wydawnictw
tłumaczonych na język polski radziłbym podchodzić z rezerwą. Zwykle są
to pozycje pisane przez ludzi, dla których podróżowanie rowerem jest
czystą abstrakcją, a przecież świat widziany i odczuwany z perspektywy
rowerowego siodełka jest całkowicie inny niż ten, oglądany zza okien
samochodu czy pociągu. Często więc można przeczytać kompletne - z punktu widzenia rowerzysty - bzdury. Warto jednak "przetrawić" i tę lekturę, gdyż i stąd można czasem uzyskać przydatne informacje.
4. Magazyny geograficzne z doskonałym "National Geographic" na czele.
5. Wszechpotężna telewizja -
szczególnie duże możliwości dla posiadających "kablówkę" lub antenę
satelitarną (programy: Travel, "National Geographic", Discovery, Planet
itd.).
Przydatne wskazówki można również uzyskać oglądając foldery,
widokówki i albumy fotograficzne. Często pod zdjęciami są informacje na
temat miejsc gdzie zostały zrobione, co pomaga inaczej spojrzeć na
otoczenie, gdy już znajdziemy się w tym określonym miejscu. Doskonałym
źródłem informacji są lokalne biura informacji turystycznej, które
obowiązkowo należy odwiedzać podczas wypraw. Zawsze mają tam kilka
darmowych mapek i folderów dotyczących najbliższej okolicy, co na pewno
się przyda. Trzeba je tylko w miarę szybko przeglądnąć (np. w czasie
przerwy na posiłek) i w razie potrzeby korygować trasę wycieczki na
bieżąco.
Dobre przygotowanie kondycyjne przed wyprawą jest - nie tylko moim zdaniem -
sprawą drugoplanową. Organizm ludzki jest doskonałym mechanizmem, który
szybko przyzwyczaja się do zwiększonego wysiłku, tak więc nawet
"surowa" lecz silnie umotywowana osoba jest w stanie odpowiednio dozując
wysiłek przejechać bez problemu kilka tysięcy kilometrów. Oczywiście
dobrze przygotowanym będzie - przynajmniej na początku - dużo
łatwiej jechać. Głównym niebezpieczeństwem braku przygotowania
kondycyjnego i braku częstego kontaktu z rowerem są kłopoty z kolanami
oraz ból miejsca, w którym "plecy tracą swą szlachetną nazwę". Tego
drugiego problemu nie da się całkowicie wyeliminować, po prostu trzeba
wcześniej wysiedzieć swoje na siodełku.
Sprawą ważniejszą jest
odporność psychiczna oraz silna motywacja i upór w dążeniu do
wyznaczonego sobie celu. Rzeczą niezwykle ważną, wręcz koniecznością
jest pozytywne myślenie, które pomaga przezwyciężyć, zdarzające się
chyba każdemu, chwile słabości.
INNE "DROBIAZGI"
Części zapasowe
Czytałem
już kilkakrotnie (a nawet znam jeden przypadek z autopsji) jak to
wyprawowicze wieźli ze sobą w częściach zapasowych pół roweru, używając
do tego celu nawet przyczepki. Delikatnie mówiąc kłóci się to z ideą
tego sportu. Co więc brać? Na pewno niezbędnych będzie kilka zapasowych
szprych (zwłaszcza tylne). Z ogumienia w zapasie dobrze jest mieć dwie
dętki, a także jedną oponę, najlepiej kevlarową. Wcześniej byłem zdania,
że jedna dętka i komplet łatek wystarczą, ale życie zweryfikowało te
poglądy. Jeżeli ma się w planie podczas wyprawy pozostawić na kilka dni
bagaż i trochę poszaleć, wówczas można wziąć ze sobą na zmianę komplet
opon kevlarowych (bez drutu), które łatwo złożyć i upchać w sakwach.
Planując trasę liczącą kilka tysięcy kilometrów dobrze jest zabrać
zapasowy łańcuch. Proponuję ponadto przed wyjazdem założyć nowy łańcuch i
przejechać z nim 100 - 200 km żeby się "ułożył" oraz na wypadek
urwania wziąć kilka zapasowych ogniw. Przydać się może również komplet
klocków hamulcowych oraz linki - hamulcowa i do przerzutek. Ponadto
nie zawadzi mieć kilka śrub (zwłaszcza do bagażnika), taśmę klejącą i
kawałek drutu. Kilkakrotnie ratowało mnie to w trudnej sytuacji. Jeżeli
ktoś jest urodzonym pesymistą, to niech wrzuci jeszcze do sakw ośkę do
tylnej piasty i tylną przerzutkę. Będzie spokojniejszy.
Powyższy
zestaw jest niezbędny gdy jedzie się w rejony dzikie, słabo zaludnione
czy też zacofane technologicznie. Gdy podróż będzie przebiegać blisko
cywilizacji śmiało można ograniczyć się do szprych, dętki i łatek. Nie
wymieniłem tu rzeczy, które wydają mi się oczywiste tj. pompka, komplet
kluczy i smar do łańcucha. Osobom mniej zaznajomionym z rowerem polecam,
by przed wyprawą poświęcili pod okiem fachowca trochę czasu na naukę
usuwania wszelkich awarii roweru. Może to czasem "uratować skórę". Dobre
przygotowanie sprzętu (a w dzisiejszych czasach jest to możliwe) na
pewno pozwoli uniknąć podczas wyprawy większości awarii, które głównie
wynikają właśnie z zaniedbania tej kwestii.
Jedzenie
I znów bardzo
wiele zależy od tego, dokąd jedziemy. Jeżeli będzie to podróż do
krajów, gdzie żywność jest tania lub w podobnych cenach jak w Polsce, to
wystarczy na bieżąco utrzymywać zapasy na 3 dni. Natomiast gdy
planujemy odwiedzić rejony gdzie papu jest drogie (np. Skandynawia), a
równocześnie nasze zasoby finansowe są skromne, to niestety trzeba
zabrać ze sobą małą spiżarnię. Podstawowe produkty to: ryż (najlepiej
szybko gotujący się), kasze, makaron, zupy i sosy w proszku, chińskie
zupki, suszone owoce, soja w proszku oraz dostarczyciele energii -
batony (w miarę odporne na wysoką temperaturę). Świetnym wynalazkiem,
wręcz rewelacją ostatnich lat są rozpuszczalne w wodzie witaminy w
postaci pastylek (np. plusssz). Zajmują one w bagażu niewiele miejsca, a
dzięki nim bez konieczności wydawania dewiz na soki można urozmaicić
sobie menu (przekonałem się już niejednokrotnie, że sama woda, nawet
najlepsza, szybko przestaje smakować). Również coraz łatwiej dostępne są
liofilizaty - lekkie, pełnowartościowe produkty żywnościowe
oferowane w dużym asortymencie, do których wystarczy dodać wody, by
uzyskać smaczny posiłek. Wadą ich jest, przynajmniej jak na razie,
wysoka cena. W Polsce zajmują się tym firma Lyovit
BIWAKOWANIE
Korzystanie
z hoteli, schronisk czy kempingów kosztuje, za jedzonko w restauracji
każą słono płacić, nawet zwykły, gorący prysznic na większości kempingów
związany jest z koniecznością pozbycia się cennej waluty. Podróże są
dla bogatych...
Nic bardziej błędnego! To mit, głoszony przeważnie
przez osoby, które często mówią, że chętnie by gdzieś pojechały, a gdy
stwarza im się możliwość wyjazdu zawsze znajdują tysiące powodów by nie
pojechać; to pogląd osób, którym brakuje odwagi by rzucić wyzwanie
przygodzie.
Poniżej opiszę kilka przedmiotów, które sprawiają, że
tanie wakacje, z dala od cywilizacji, są przyjemnym wspomnieniem.
Przedmioty te zapewniają komfort podczas biwakowania "na dziko",
pozwalając tym samym na regenerację sił. Ponadto będzie o tym, co zabrać
ze sobą na wyprawę i jak to upchnąć w sakwach.
1. Oto kilka "wynalazków", które upraszczają i umilają życie na wyprawie:
a. Prysznic
Pierwszą
reakcją zapewne będzie: Prysznic w lesie?! Temu gościowi chyba się coś
pomyliło (w tym miejscu może paść bardziej dosadne słowo). Otóż nie.
Kilka lat temu, podczas przeglądania "zachodnich" folderów ze sprzętem
turystycznym moją uwagę przykuło zdjęcie, na którym przedstawiony był
zadowolony z życia mężczyzna stojący z namydloną głową pod drzewem, z
którego zwisał plastikowy worek. Z worka przez specjalny zawór, jak z
prysznica lała się woda. Chwilę pomyślałem i doszedłem do wniosku, że to
jest to, czego mi brakuje podczas wypraw. Trochę czasu zajęło mi
znalezienie osoby, która przywiozła mi takie cudo z Francji. To było
kilka lat temu. Obecnie w Polsce można już zaopatrzyć się w coś takiego
(made in Ortlieb - przedstawiciel WITTKE sp. z o.o. ze Swarzędza).
Niezwykle praktyczna rzecz. Po całym dniu jazdy można rozbić obozowisko
przy małym strumieniu z lodowatą wodą, a po niedługim czasie podgrzać- zażyć ciepłej kąpieli. Ortlieb produkuje 10-cio litrowe prysznice w dwóch kolorach -
turkusowym i czarnym. Polecam czarny, gdyż w słońcu dużo szybciej
nagrzewa się w nim woda. Warto również nieco pomajstrować przy końcówce
prysznica. Dobrym pomysłem jest zamontowanie ok. metrowej długości rurki
zakończonej prysznicową końcówką. Pozwala ona na precyzyjną kąpiel i
bardzo oszczędne gospodarowanie wodą. Z takiego prysznica można również
korzystać na kempingach. Zwykle jest tak, że gorąca woda w kabinach
prysznicowych jest płatna, natomiast w umywalkach można z niej korzystać
do woli ... w tym miejscu drogi czytelniku liczę na Twoją wyobraźnię.
Znam jeszcze kilka zastosowań tego genialnego wynalazku, ale pozostawię
je dla siebie, dając wszystkim możliwość wykazania własnej, twórczej
inicjatywy.
b. Bukłaki na wodę
Kolejny genialny wyrób niemieckiej firmy Ortlieb. Produkowane są w różnych wielkościach, najbardziej praktyczne to cztero- i dziesięciolitrowe. Dostępne są - podobnie jak prysznice -
w dwóch kolorach. Niezwykle wytrzymałe, pozwalają w łatwy sposób
przewozić wodę. Często podczas wypraw zdarza się tak, że świetne miejsce
na nocleg pozbawione jest pitnej wody, a strumień mijaliśmy chwilę
wcześniej. W takich sytuacjach nieocenione usługi oddadzą nam właśnie
bukłaki, pozwalając na wcześniejsze nabranie wody. Mają one też jeszcze
jedną zaletę - kompatybilne z prysznicami zakrętki, dzięki czemu
wystarczy dokupić do bukłaka specjalny zawór (dostępny "za grosze") i
już mamy do dyspozycji prysznic.
c. Płachta biwakowa
Dla mnie to
rewolucja w turystyce (nie tylko rowerowej). Uszyty z goretexu duży
worek, do którego można włożyć karrimatę (lub materac) i wejść samemu ze
śpiworem. Zapinamy zamek i już jesteśmy nieprzemakalni. Testowałem ten
wyrób na Islandii, podczas wiosennej wyprawy do Norwegii, a także w
zimie na balkonie podczas opadów śniegu. Zawsze ciepło (zależy od
śpiwora), zawsze sucho, zawsze pewnie. Jadąc samemu na wyprawę nie
trzeba już brać ze sobą namiotu (dotyczy wielu rejonów Europy, ale nie
wszystkich!). Wystarczy lekki pakunek, zajmujący w sakwach niewiele
miejsca by mieć zapewniony dach nad głową (odpada niestety gotowanie w
środku). Jestem szczęśliwym posiadaczem produktu tajemniczej brytyjskiej
firmy Phoenix, moi przyjaciele są zaś właścicielami płacht biwakowych
firmy Globetrotter (oprócz normalnego worka istnieje wersja z małym
stelażem nad głową). Poważną wadą jest niestety wysoka cena tych wyrobów
(800 - 1000 zł), ale uważam, że jeśli ma się możliwość by ponieść taki wydatek, to warto to uczynić.
d. Folia wielofunkcyjna XXXXXXXX
Kupujemy
folię (taka jakiej się używa do wyrobu podłóg w większości namiotach) o
wymiarach mniej więcej 3 m x 2,40 m, składamy ją na pół tak, by uzyskać
prostokąt o wymiarach ok. 1,50 m x 2,40 m (możemy kupić dwa kawałki
1,50 x 2,40 i zszyć trzy boki), zszywamy dwa krótkie boki i już mamy
coś, co na pewno wielokrotnie odda nam podczas wypraw nieocenione
usługi.
Folią przykrywamy podczas biwaku rower, co po pierwsze
doskonale chroni pojazd przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, a
po drugie stanowi doskonałe zabezpieczenie przed kradzieżą (rower nie
jest widoczny, a każde dotknięcie folii powoduje głośny szelest,
skutecznie zniechęcając potencjalnego "nabywcę"). W razie konieczności
transportu samolotem, autobusem czy tez pociągiem można rower zawinąć w
folię uzyskując zgrabny, akceptowany (sprawdzałem!) przez przewoźnika
pakunek; gdy złapie nas na otwartym terenie nagła, krótka ulewa można
przykryć rower i siebie, przeczekując nawałnicę (w taki sposób
uratowałem skórę w Pirenejach); chcąc spędzić noc pod gołym niebem jest
się na czym położyć, unikając zmoczenia śpiwora przez poranną rosę itp.
Rowerowi podróżnicy - do pracy, na pewno się opłaci!!!
2. Jak spakować zwykle ogromną ilość (nie)zbędnych rzeczy?
O
sakwach i bagażnikach pisałem w numerze 5/2000 Sportowego Stylu.
Wspomnę tylko jeszcze raz, że najlepsze do przodu są bagażniki typu low
rider. Zawieszone na nich sakwy bardzo poprawiają stabilność roweru,
który prowadzi się dużo lepiej niż rower z wysoko zawieszonym bagażem,
czy też z obciążonym jedynie tyłem (bez przednich sakw). Przy pakowaniu
generalną zasadą jest by ciężkie przedmioty były umieszczane na rowerze
jak najniżej, powinny się więc znajdować na dnie sakw. Przód nie może
być nadmiernie obciążony.
Wybierając się do kraju, w którym
obowiązuje ruch prawostronny, proponuję do lewej przedniej sakwy włożyć
apteczkę, cały sprzęt fotograficzny (zatrzymując się, dużo częściej mamy
możliwość oprzeć rower prawym bokiem, tym samym uzyskując łatwy dostęp
do aparatu), mały ręcznik (zwykle zaraz po zatrzymaniu oblewa nas pot,
co utrudnia robienie zdjęć), dokumenty i pieniądze. Będzie to wówczas
nasza najcenniejsza sakwa, której lepiej nie spuszczać oka. Gdy już
musimy odejść od roweru, choćby na chwilę, zawsze zabierajmy ze sobą
paszport i pieniądze.
W przedniej prawej sakwie dobrze jest ulokować
na dnie sprzęt do gotowania (kuchenka i naczynia), wyżej niezbędnik,
suchy prowiant do konsumpcji w ciągu dnia oraz dwie porcje jedzenia -
na kolację i śniadanie (codziennie rano ten zestaw uzupełniamy).
Powinno się tu również znaleźć coś do bidonu (plusssz, isostar itp.),
kosmetyczka i ręcznik (często nadarza się okazja do szybkiego mycia np. w
toalecie z ciepłą wodą, warto więc mieć pod ręką przybory toaletowe)
oraz dziennik wyprawy, w którym "dla potomnych" notujemy na bieżąco
własne spostrzeżenia, a który jest bezcenną pamiątką z każdej wyprawy.
Pozostały
majdan rozkładamy równomiernie w obu tylnych sakwach. Do Rack Packa (z
zestawu Ortlieba) lub innego nieprzemakalnego worka, który jest
umieszczany z tyłu na sakwach, pakujemy- namiot, śpiwór, materac, ubranie do spania oraz odzież przeciwdeszczową.
Namiot jak jest mokry -przez
całą podróż powinien spoczywać, zabezpieczony przed wilgocią,
bezpośrednio na tylnym bagażniku, wciśnięty pomiędzy dwie sakwy.
Do
takiego sposobu zapakowania bagażu na rower dochodziłem przez długi czas
(choć z pozoru może się wydawać, że to co do tej pory napisałem jest
oczywiste) i wierzcie mi, że sprawdza się on znakomicie w każdym
momencie podróży. W pełni można go docenić, gdy przyjdzie nam np.
rozłożyć obóz podczas deszczu. Opieramy rower o drzewo, stawiamy namiot,
do którego wrzucamy przednie sakwy i Rack Packa, następnie rower
przykrywamy folią, wskakujemy do namiotu, zasuwamy zamek i już do rana
nie musimy z niego wychodzić, bo wszystko co nam będzie potrzebne mamy
pod ręką. Cała taka "akcja" zajmuje mi góra 4 minuty.
3. Co zabrać w podróż?
O
tym, co powinniśmy zabrać ze sobą na wyprawę decyduje przede wszystkim
rejon, do którego wybieramy się na wycieczkę. Co innego zabierzemy chcąc
jechać do "ciepłych krajów", co innego, gdy chcemy zdobyć "surową
północ" (ponownie odsyłam do lektury poprzednich części "ABC ..." -
Sportowy Styl nr 4 i 5/2000). Poniżej podaję listę rzeczy, które
zabrałem ze sobą na miesięczną wyprawę do Norwegii wiosną 2000 r. Droga
żywność, temperatury spadające poniżej zera, śnieg, deszcz, a także
upały i dokuczliwe słońce - takie były przedwyprawowe przewidywania
i pod tym kątem był kompletowany ekwipunek. Poniższy spis stanowi
wzorzec, który każdy może zmodyfikować, przystosowując do własnych
potrzeb.
a. Rower:
Klucz o sterów, klucz do kasety, mały klucz
francuski, 2 płaskie klucze rozmiar 10/12, imbusy, spinacz do łańcucha
(Topeak Park Tool) i 4 zapasowe ogniwa, kilka szprych, linka do hamulca,
linka do przerzutki, małe kombinerki, scyzoryk (Victorinox), dwie
zapasowe dętki, łatki, oświetlenie, pompka, WD 40, dwie szmaty.
b. Biwak:
Namiot, śpiwór, płachta biwakowa, folia na rower, dwa bukłaki na wodę, prysznic.
c. Ubiór:
Spodenki kolarskie - 2 szt., koszulki kolarskie - 3 szt., długie skarpety - 3 szt., bielizna antypotna -
2 komplety, cienki komplet z Tecnopilu, rowerowa kurtka z polaru
windbloc, komplet przeciwdeszczowy z No Wet, ochraniacze
przeciwdeszczowe na buty, buty SPD, buty do chodzenia, cienkie
rękawiczki, grube rękawice z goretexu, czapeczka na słońce, opaska
polarowa na czoło, okulary rowerowe. Wypadałoby dorzucić tu jeszcze
kask.
d. Kuchnia:
Kuchenka na paliwa płynne, kuchenka gazowa
(palnik i 2 butle 250), aluminiowa osłona od wiatru do kuchenek,
niezbędnik, menażki, kubek stalowy 0,7 l, kubek z tworzywa, stalowy
termos, duży nóż, dwie ściereczki, płyn do mycia naczyń i szczotka,
zapalniczka.
e. Żywność:
Ryż - 2 kg, kasza - 2 kg, pure - 4 szt., sosy - 10 szt., sosy do spaghetti - 8 szt., granulat sojowy, suszone warzywa - 4 op., bulion - 2 duże op., kisiel - 12 szt., zupki chińskie - 50 szt., gorący kubek - 30 szt., isostar, plusssz - 2 szt., batony - 20 szt., pasztety - 10 szt., konserwy drobiowe - 10 szt., przyprawy, suszone owoce, kawa, herbata, słodzik, krupnik - 2 but. 0,25 l (wspaniale rozgrzewa).
f. Toaleta:
Kosmetyczka
(z lusterkiem), trzy mydła, szampon, krem ochronny na słońce, maszynka
do golenia, pasta do zębów i szczoteczka, krem nivea, płyn na komary,
nożyczki, obcinak do paznokci.
g. Foto:
Dwa aparaty (ja używam
Pentax'ów: LX i A Super), konwerter, zapasowe baterie, filmy i slajdy,
statyw, szmatka i płyn do czyszczenia optyki, filtry, wężyk spustowy.
h. Inne:
Paszport, pieniądze, ubezpieczenie, mapy, dziennik wyprawy i długopisy, drut, igły i nici, apteczka.
I
tym akcentem kończę "ABC rowerowych wypraw" zdając sobie sprawę, że nie
wyczerpałem tego obszernego tematu, i że może pojawić się jeszcze wiele
pytań i wątpliwości. Zachęcam do lektury Sportowego Stylu, do
dokładnego "studiowania" ukazujących się tu relacji z wypraw, w których
często można "między wierszami" uzyskać cenne informacje, jak również
znaleźć natchnienie do rowerowych eskapad.
Do zobaczenia na szlaku!